Zastanawiałem się, czy muzyka dochodzi z głośnika na końcu
sali, czy z odbiornika radiowego: księżycowy dźwięk cymbałków.
Bo jest "pisanie", i jest "Pisanie".
I takie "Pisanie" lubię.
Przejechał cyrk to pierwsza książka Modiano, po którą
sięgnąłem. O autorze nie wiedziałem niczego, nawet tego, że dostał literackiego
Nobla. To było czytanie z pozycji tak neutralnej, jak tylko to możliwe. No,
może poza podszeptywaniem Uli, które mi gdzieś z tyłu głowy zostało: „To książka
dla ciebie. Spodoba ci się”.
Modiano pisze po męsku. Refleksyjnie, ale bez przegadywania
i zbędnych ozdobników. Jeżeli szukacie cycków i szaleńczych pościgów,
sięgnijcie lepiej po inne „pisanie”. Bo to jest „Pisanie”. To jest to, co
Niezależny lubi najbardziej.
Powieść Modiano to paradoks. I taka jest (podobno) cała jego
twórczość.
Autor zachowuje się jak rasowy topograf. Opisuje paryskie lokacje
niezwykle szczegółowo. Z przyjemnością odkrywałem, że „tu, byłem!”, „tu też!”, „znam
tę stację!”. A w tym misternie skonstruowanym (odwzorowanym) świecie umieszcza
duchy. Bo to nie ludzie. To zjawy. Może ludzkie cienie? Platon przyklaskuje.
Cień odgrywa u Modiano bardzo ważną, filozoficzną rolę. Bohater powieści
sugeruje nam to, mówiąc, iż w zbyt jasnym, wyraźnym świetle, wspomnienia
rozmywają się, nie można ich odczytać.
Właśnie. Wspomnienia.
Okazuje się, że powieść ta cała jest wspomnieniem Luciena,
osiemnastoletniego głównego bohatera.
Modiano funduje czytelnikowi wspominki na kilku
płaszczyznach. Pozorne „teraz”, główne koryto powieściowej rzeki, będące tak
naprawdę opowieścią dojrzałego już mężczyzny, który, przechadzając się po
odwiedzanych niegdyś miejscach, przechadza się również po zakamarkach swej
pamięci. Poza tym mężczyzna ten, wspominając siebie jako osiemnastolatka,
napomyka co jakiś czas o swoim wczesnym dzieciństwie. Skomplikowane? Ani
trochę. Modiano konstruuje powieść z takim spokojem, iż jego żonglowanie czasem
jest dla czytelnika prawie niezauważalne, płynne.
Przejechał cyrk to trochę obyczaj, trochę kryminał, chyba
nie dramat. Niektóre sceny wyświetlane w mojej wyobraźni podczas czytania
przypominały niezły film noir.
Dlaczego „trochę” kryminał? Bo, owszem, są zagadki, ale
Modiano ani przez chwilę nie daje nam złudzeń, że chce którąś z nich rozwiązać.
Nieco oniryczna atmosfera książki zahipnotyzowała mnie. Nie
oczekiwałem niczego. Pozwalałem pisarzowi prowadzić się przez opowieść. Nie
wypytywałem, dlaczego Lucien składał zeznania na posterunku policji, dlaczego
była tam również Gisèle
(czyż nie jest to piękne imię?). Nie chciałem za wszelką cenę wiedzieć, kim tak
naprawdę byli Jacques de Bavière i Ansart. Byłem posłusznym świadkiem, który
cieszył się, że pies Gisele wabi się Raymond.
Powieść
Modiano to prawdziwy raj dla miłośników konkretyzacji. I akademicki wręcz
przykład Ingardenowskiej teorii dzieła literackiego, z naciskiem na miejsca
niedookreślenia. Lubisz wyobrazić sobie bohatera? Modiano daje ci na to czas i
miejsce. Lubisz dywagować na temat życia bohaterów, poza tym przedstawionym
przez autora (siema, panie Ortwin)? Modiano dba o twoje upodobania.
Tradycyjnie
zadałem sobie pytanie, jak mógłbym najkrócej opisać tę niezbyt obszerną powieść.
Z rozczarowaniem stwierdziłem, że do głowy przyszedł mi wielki banał.
Przejechał
cyrk to opowieść o poszukiwaniu siebie, własnej tożsamości, sensu zdarzeń.
Prawda,
że niezbyt oryginalne?
Niezbyt
oryginalny jest też język powieści Modiano, a jednak za jego sprawą autor
wykłada czytelnikowi treści trudne i zawiłe.
Bo
tak, jak podczas czytania książki nie zastanawiałem się zbytnio nad tym, dlaczego i po co to wszystko się dzieje, tak po ostatnim zdaniu zapadłem w coś
w rodzaju filozoficznej apatii.
Być
może każda, dosłownie KAŻDA napotkana na naszej drodze osoba to nie przypadek.
Zjawia się ona po to, żeby nam coś pokazać, żeby nas czegoś nauczyć. Czego?
Jeszcze tego nie wiemy. Przy odrobinie szczęścia zrozumiemy to wiele lat później, gdyż tylko z
perspektywy czasu jesteśmy w stanie trzeźwo myśleć, dostrzec ukryte wtedy przed
nami mechanizmy rządzące naszym istnieniem.
Z tej pozycji przemawia do nas czasami dojrzały Lucien, ale, jak to
u Modiano, nie wiemy, co dokładnie zrozumiał. Domyślamy się tylko, że
zrozumiał.
Uśmiechnęła się do mnie. Musiała się zorientować, że stroję
sobie z niej żarty. Walizki, futro, pies… Dziś lepiej rozumiem te nieustanne
spacery tam i z powrotem po rozrzucone strzępy własnego życia.
Modiano,
za sprawą pewnych spostrzeżeń stał mi się bardzo bliski.
Szczegóły topografii powodują u mnie osobliwe reakcje:
zamiast przybliżać wspomnienia, wywołują dojmujące uczucie zerwanych więzi i
pustki.
I ja
czuję to samo co jego bohater, Lucien, kiedy odwiedzam miejsca, które, mimo iż
pozornie takie same, stały się obce. Bo nie ma już w nich (albo nie ma ze mną)
ludzi, z którymi miejsca te odwiedzałem.
W jednym z tekstów poświęconych powieści przeczytałem, iż recenzent nie był w stanie związać się z żadną z postaci, iż były mu one niemal obojętne. Zdziwiłem się. Jak to?! Mnie bohaterowie fascynowali. I sprawiały to właśnie te same szczątkowe o nich informacje, na jakie recenzent psioczył.
W pewnym momencie przeżywałem ból Luciena, jakbym był nim samym. Nieme, nieokazane cierpienie. Kamienna rozpacz. Pozycja zamarzniętego mężczyzny, jak u Bukowskiego. Modiano nie wlewał go we mnie na siłę. Nie pisał: "To jest Lucien. On bardzo cierpi. Oj, jak mu źle. Żałuj go!". O emocjach we fragmencie, który mam na myśli, nie ma nic, a przynajmniej nic dosłownego. Ot, stało się, zapałka zgasła. Ale tu właśnie tkwi siła pisarstwa francuskiego autora. On nie musi pisać o emocjach, żeby czytelnik je czuł. Nie chce wyżebrywać od nas uczuć. Żadnych. I (znowu) paradoksalnie, dając nam pełną swobodę, bierze swoje, uzyskuje właściwy, zaplanowany efekt. "Pisanie". Nie zaś "pisanie".
Wszystko
mija. To również banał jakich wiele. Życie jest straszną nudą, poza momentami,
kiedy „przejeżdża cyrk”. Patrzymy na barwny korowód i marzymy. Zachwycamy się
lub jesteśmy w szoku, budzą się w nas pragnienia, o jakich dawno zdążyliśmy
zapomnieć. Człowiek młodnieje na tych kilka chwil, kiedy widzi, że poza rutyną
istnieje jeszcze coś innego: piękno i skrajna brzydota, odwaga, przeróżne
dziwności, od których kręci się w głowie, tajemnice. W takich momentach wyciąga się mapę i znowu jeździ się po niej palcem. Serce zaczyna być szybciej
na wspomnienia dawnych miłości. I może gotowe jest na przyjęcie nowej, ale
cyrk
przejechał. Ucichło, urwało się. I znowu jest za późno.
Może
zróbmy sobie z życia cyrk, zamiast tylko na niego patrzeć? On tak szybko
przejeżdża.
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza